„Zbyszku,
będziesz na święta w Warszawie? Muszę się z tobą zobaczyć”
– odczytałem
wiadomość od Kai a serce bez żadnego ostrzeżenia
przyśpieszyło tak jakbym dopiero co skończył serię podrzutów na siłowni. Była to jej pierwsza wiadomość od 11 miesięcy. Jej twarz
momentalnie pojawiła się w mojej głowie, twarz którą i tak przywoływałem do
siebie codziennie. Jednak na żywo dane mi ją było zobaczyć ostatnio 8 miesięcy
temu w dniu, w którym żegnałem się z Politechniką na
oficjalnym zakończeniu sezonu przez moją już byłą drużynę. Nie wiedziałem czy odpisywać na wiadomość, przecież oczywiste było to, że na święta zawitam do stolicy, ale to
czy mam się spotkać z Kają już tak oczywiste nie było.
Oboje podjęliśmy decyzje, że zrywamy naszą znajomość,
relację czy sam już nie wiem jak mam to
nazwać i że już nigdy nie będziemy wracać do tego co
się wydarzyło. Dlaczego, więc ona łamie złożoną
obietnicę? Dlaczego powoduje, że żywe wciąż wspomnienia
wracają nieproszone?
Kaję poznałem na pierwszej naszej wspólnej imprezie z chłopakami z Politechniki. Na zawsze zapamiętam jak ubrana w czarny gorset i kremowe rurki wkroczyła do klubu „ Maestro” z grzywą rudych rozwianych włosów. Jej wygląd mówił, że jest pewną siebie wiedzącą czego chce młodą kobietą, gdy ją jednak poznałem przekonałem się, jak to wrażenie może być mylne. Kaja była bardzo nieśmiała, nieprzyzwyczajona do zgiełku i rozmachu z jakim się żyje w Warszawie. Pochodziła z małej miejscowości Czchów na południu Polski, a do Warszawy zawitała za sprawą swojej drugiej połowy Krzyśka. Kosowska była dziewczyną Wierzbowskiego, tworzyli parę od roku i za sprawą transferu Wierzby do Politechniki dziewczyna postanowiła przenieść się tutaj wraz z nim a tym samym ich związek z etapu związku na odległość przerodził się w coś poważniejszego.
- No chłopaki oficjalna prezentacja. To moja Kaja – przedstawił nam ją wtedy Krzysiek chyba nieświadomy, że dla jego dziewczyny to trochę krępująca sytuacja.
Już w ten dzień przekonałem się, że rudowłosa jest przeciwieństwem dziewczyn jakie ja sam znałem i wśród, których lubiłem się zakręcić.
- Nie musisz się bać my nie gryziemy – próbowałem poluzować atmosferę, by dziewczyna nie czuła się taka spięta.
- Wiem, że to dziwnie wygląda, ale ciągle się przyzwyczajam do tego, że to co do tej pory znałam z ekranów telewizora, teraz staje się również częścią mojej osoby – wyjaśniła uśmiechając się do mnie i Michała nieśmiało, szukając wzrokiem Krzyśka, który ruszył po jakieś drinki.
Dowiedziałem się, że Kaja jest wielkim kibicem siatkarskim i z Wierzbą poznała się przypadkiem podczas Memoriału Wagnera w 2009 roku. Zaczepiła Krzyśka, by zrobił zdjęcie jej i znajomym, z którymi była. Podobno bardzo się zmieszała, gdy zauważyła, iż zaczepiła nieświadomie jednego z siatkarzy i tym urzekła Wierzbowskiego, gdy zaczęła go solennie przepraszać. Z tej zabawnej sytuacji wybrnęli tak, że udało, im się stworzyć związek mimo dzielącej ich odległości. Dla mnie coś takiego było nie do wyobrażenia, ale, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że silne uczucie może scalać dwoje ludzi aż tak mocno.
Tęskniłem za życiem w rodzinnej stolicy. Pierwszy raz od wielu lat czułem się w końcu jak u siebie w domu. Kiedy chciałem mogłem wpadać na rodzinne obiadki i doprowadzać swoją obecnością moją rodzinę do szału. Warszawa była też dobrym miejscem, by ciągle być anonimowym .Wbrew pozorom nie tak wiele osób nas siatkarzy tutaj kojarzyło. Z resztą dla dziewczyn, z którymi się, wtedy spotykałem siatkówka to był tylko dodatek. Wiedziałem, że dla nich głównie liczy się to, że możemy wychodzić do modnych klubów i że mój wygląd powoduje, że wiele kobiet zazdrości im takiego towarzystwa. Nie przeszkadzało mi takie podejście, ja sam lubiłem się dobrze zabawić i nie widziałem w tym niczego złego. Z czasem to się zmieniło, Kaja pokazała mi, że nie warto tak bawić się swym życiem i nadwyrężać dobrą passę, bo wszystko może się obrócić przeciwko nam i możemy później czegoś żałować.
-Zbyszek chodź na chwilę – Krzysiek zaczepił mnie, gdy wraz z Miśkiem zbieraliśmy się już do domu po meczu. – mam taką sprawę, a raczej Kaja ma… - momentalnie mój wzrok powędrował na twarz rudowłosej.
- Niepotrzebnie zawracamy Zbyszkowi głowę – zrugała go zmieszana, a mnie coraz bardziej ciekawiło czego może chcieć ode mnie Kosowska.
- Spytać zawsze można – upierał się Wierzba. – Słuchaj Zibi, nie pomógłbyś Kai z włoskim? – zapytał.
- Krzysiek idź już, sama wszystko wyjaśnię Zaraz przyjdę – odprawiła go rumieniąc się przy tym słodko. Widziałem też, że jest troszkę zła za zachowanie swojego chłopaka.
- Przepraszam, za to. Krzysiek sobie ubzdurał, że mógłbyś mi pomóc. Nie będę ci przecież zawracać głowy i zajmować czasu i tak macie go mało. Dam sobie sama rade – trajkotała nerwowo delikatnie gestykulując.
- Ale ja mógłbym ci pomóc, to żaden problem. Musisz mi tylko powiedzieć, o co dokładnie chodzi – nie widziałem żadnej przeszkody, by podszkolić ją w tym języku.
- Naprawdę, bo ja się nie chcę narzucać. Jeżeli chcesz to zrobić tylko dlatego, że Krzyś jest twoim kolegą z drużyny to nie musisz – przekonywała.
- Kaja zrobię to, bo chcę. Mów już dlaczego potrzebujesz tej pomocy – postawiłem stanowczo na swoim. Przeczuwałem, że, inaczej nigdy, by my nie powiedziała co jest na rzeczy.
Tak się wszystko zaczęło. Kaja zatrudniła się, jak opiekunka do dziecka w polsko- włoskiej rodzinie. Nie było to dla niej duży kłopot, bo miała rękę do dzieci tylko jedynym mankamentem było to, że 4- latek czasami ani myślał mówić po polsku i dziewczyna miała problemy ze zrozumieniem jego potrzeb. Postanowiłem zabawić się w nauczyciela. Kosowska bardzo szybko przyswajała nowe słowa, łapała odpowiedni akcent i intonację. Po pewnym czasie doszło do tego, że mówiła tak dobrze, jak ja. Sama przyznała, że nie przypuszczała, że ma aż taką smykałkę do języków. W szkole uczyła się niemieckiego i nienawidziła go, myślała, że tak będzie z każdym obcym językiem. Lekcje nie były jej już potrzebne a jednak ciągle dwa razy w tygodniu na trzy godziny byliśmy kompletnie sami.
Teraz nasze spotkania przerodziły się w zwykłe pogaduchy. Kaja zwierzyła mi się, że przypominam jej przyjaciela, który 3 lata temu wyjechał do Anglii. Podobno miałem taki sam charakter jak on i dlatego tak prędko mimo tego, że z początku jak sama mi się przyznała „ Obawiała się tego Bartmana” zaczęliśmy nadawać na tych samych falach. Zazdrościłem Wierzbie takiej dziewczyny, była zabawna, poukładana, miała swoje wartości a do tego znała się na siatkówce jak mało, która kobieta z którą miałem do czynienia. Kaja sama lubiła o sobie mówić, że jest do tańca i do różańca i to naprawdę określało ją idealnie. Ja sam zauważyłem, że uzależniłem się od niej. Nawet nie wiem, kiedy i jak to się stało, ale z niecierpliwością wyczekiwałem naszych „lekcji” szukałem jej osoby podczas meczu i czułem przyjemne ciepełko w środku, gdy machała do mnie z trybun w odpowiedzi. Nawet Kubiak zauważył co się dzieje i nie był by oczywiście sobą, gdyby nie zareagował.
- Ty się w niej zabujałeś! – stwierdził pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy piwie.
- Co ty chrzanisz?! – odparłem zirytowany, że zostałem odkryty.
- Nie udawaj, widzę. – Miśka nie da się tak łatwo oszukać. – Co z tym zrobisz? – dopytywał ciekawy.
- Nic, przecież to dziewczyna Wierzby. Nie jestem aż takim sukinsynem, żeby mu ją odbijać. Z resztą ona kocha jego, a nie mnie.
To była prawda, nigdy nie był bym aż takim bucem, żeby przystawiać się do laski kumpla z drużyny, jeszcze, gdy ich związek był tak zaawansowany o z tego co wiedziałem szczęśliwy. Rzeczywistość jednak lubi sobie ze mnie żartować.
Nadal widywałem się z Kają, ale było to dla mnie trudniejsze ze spotkania na spotkanie. Wyłapywałem każdy jej gest, spojrzenie i interpretowałem jako ukryte sygnały od niej. Kilka razy, gdy rudowłosa ścięła się z Wierzbowskim przychodziła do mnie, by się wygadać i przytulić. Po jednym takim razie wszystko puściło i nie wytrzymałem a ona nie protestowała. Kiedy czułem jak jej usta błądzą po moim ciele, jak mogłem dotykać jej rozpalonego skrawka skóry przestałem mieć jakiekolwiek wątpliwości, zahamowania i zasady przynajmniej do kolejnego ranka, gdy trzeba było ponieść konsekwencje tych czynów.
- Nie powiesz mu? – ocierała łzy skulona w rogu łóżka.
- Jeżeli chcesz, to zachowam, to dla siebie, nikt się o niczym nie dowie – co innego miałem zrobić. Jak widać ona bardzo żałowała tego, że wczoraj poniosły ja emocje.
- Nie możemy się już spotykać. Ja nie dam rady. Przepraszam. Obiecaj mi, że to ostatni raz, gdy jesteśmy sam na sam. To się nie może powtórzyć – zadecydowała a mi nie zostało nic innego tylko się zgodzić. Nie mogłem się postawić, nie, gdy widziałem jakie piętno na niej odcisnęła nasza wspólna noc.
Kiedy półtora miesiąca później dowiedziałem się o ich zaręczynach wpadłem w szał a efektem było to, że moje białe Audi znalazło się w rowie. Gdybym wyznał Krzyśkowi prawdę nic takiego nie miało być miejsca, a ja nie musiałbym w szatni wysłuchiwać historii tych oświadczyn. Chciałem dograć sezon i wyjechać. Czas umilałem sobie poznając w klubach kolejne dziewczyny Kasia, Anka, Iwona, Sabina, po pewnym czasie miałem problem z ich zapamiętaniem. Na wakacjach, gdzie miałem nadzieję, że od tego momentu wszystko zacznę od nowa dowiedziałem się od Damiana, że powodem tego, że Krzysiek się oświadczył Kai było to, iż okazało się, że dziewczyna jest w ciąży. Ta wiadomość spowodowała, że przeżyłem najgorsze wakacje życia.
Teraz, gdy już na dobre wrócił dawny Zbyszek ten sms sprawił, że znów wszystko sobie przypomniałem. Nie wiedziałem jakie intencje ma rudowłosa i czego oczekuje po tym spotkaniu. Nie mogłem zignorować jej prośby, dlatego odpisałem, że chętnie się z nią spotkam.
Dzień przed Wigilią czekałem na Kaje od 10 rano. Napisała, że przyjdzie przed południem, dochodziła już14 a jej nadal nie było. Uznałem, że się rozmyśliła, ale zaraz po tym usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Gdy otworzyłem stała przede mną z zmarzniętą od mrozu twarzą a w dłoniach trzymała zawiniątko.
- Możemy wejść? – pytała.
- Tak – przepuściłem ją w drzwiach, przyglądając się to jej to dziecku, które trzymała w ramionach.
- Zbyszku ja dłużej tak nie mogę – zaczęła rozbierać malucha z zimowego kombinezonu.
- Czego nie możesz? – pytałem jak głupi. Nie rozumiałem, o co jej chodzi.
- Nie mogę okłamywać Krzyśka i wszystkich w około. Kornelia to… - zawahała się – Kornelia to twoja córka nie jego – usłyszałem co mówi, ale nie potrafiłem w żaden sposób zareagować. Patrzyłem tępo na dziewczynkę i od razu to zauważyłem. Mała patrzyła na mnie to na Kaję wielkimi zielonym oczami, Kaja miała oczy przypominające kawowy napar a Wierzbowski niebieskie, a mała najwyraźniej miała te oczy po mnie.
- Nie mogę tak żyć ! – Kosowska wybuchnęła głośnym płaczem. – Nie mogę tak oszukiwać, nie jestem taka – ciągnęła.
- Cii, jakoś sobie poradzimy – te słowa przyszły same z siebie, nie wiedziałem co będzie. Byłem w szoku. Patrząc na mój charakter powinienem wybuchnąć i rozpętać mega awanturę a jednak moja reakcja była inna. Gdzieś tam w środku mnie zaczęła kiełkować myśl, że mam tak piękne dziecko, córeczkę. Przygarnąłem płaczące już obie dziewczyny do siebie. Później się zastanowimy co dalej.
Kaję poznałem na pierwszej naszej wspólnej imprezie z chłopakami z Politechniki. Na zawsze zapamiętam jak ubrana w czarny gorset i kremowe rurki wkroczyła do klubu „ Maestro” z grzywą rudych rozwianych włosów. Jej wygląd mówił, że jest pewną siebie wiedzącą czego chce młodą kobietą, gdy ją jednak poznałem przekonałem się, jak to wrażenie może być mylne. Kaja była bardzo nieśmiała, nieprzyzwyczajona do zgiełku i rozmachu z jakim się żyje w Warszawie. Pochodziła z małej miejscowości Czchów na południu Polski, a do Warszawy zawitała za sprawą swojej drugiej połowy Krzyśka. Kosowska była dziewczyną Wierzbowskiego, tworzyli parę od roku i za sprawą transferu Wierzby do Politechniki dziewczyna postanowiła przenieść się tutaj wraz z nim a tym samym ich związek z etapu związku na odległość przerodził się w coś poważniejszego.
- No chłopaki oficjalna prezentacja. To moja Kaja – przedstawił nam ją wtedy Krzysiek chyba nieświadomy, że dla jego dziewczyny to trochę krępująca sytuacja.
Już w ten dzień przekonałem się, że rudowłosa jest przeciwieństwem dziewczyn jakie ja sam znałem i wśród, których lubiłem się zakręcić.
- Nie musisz się bać my nie gryziemy – próbowałem poluzować atmosferę, by dziewczyna nie czuła się taka spięta.
- Wiem, że to dziwnie wygląda, ale ciągle się przyzwyczajam do tego, że to co do tej pory znałam z ekranów telewizora, teraz staje się również częścią mojej osoby – wyjaśniła uśmiechając się do mnie i Michała nieśmiało, szukając wzrokiem Krzyśka, który ruszył po jakieś drinki.
Dowiedziałem się, że Kaja jest wielkim kibicem siatkarskim i z Wierzbą poznała się przypadkiem podczas Memoriału Wagnera w 2009 roku. Zaczepiła Krzyśka, by zrobił zdjęcie jej i znajomym, z którymi była. Podobno bardzo się zmieszała, gdy zauważyła, iż zaczepiła nieświadomie jednego z siatkarzy i tym urzekła Wierzbowskiego, gdy zaczęła go solennie przepraszać. Z tej zabawnej sytuacji wybrnęli tak, że udało, im się stworzyć związek mimo dzielącej ich odległości. Dla mnie coś takiego było nie do wyobrażenia, ale, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że silne uczucie może scalać dwoje ludzi aż tak mocno.
Tęskniłem za życiem w rodzinnej stolicy. Pierwszy raz od wielu lat czułem się w końcu jak u siebie w domu. Kiedy chciałem mogłem wpadać na rodzinne obiadki i doprowadzać swoją obecnością moją rodzinę do szału. Warszawa była też dobrym miejscem, by ciągle być anonimowym .Wbrew pozorom nie tak wiele osób nas siatkarzy tutaj kojarzyło. Z resztą dla dziewczyn, z którymi się, wtedy spotykałem siatkówka to był tylko dodatek. Wiedziałem, że dla nich głównie liczy się to, że możemy wychodzić do modnych klubów i że mój wygląd powoduje, że wiele kobiet zazdrości im takiego towarzystwa. Nie przeszkadzało mi takie podejście, ja sam lubiłem się dobrze zabawić i nie widziałem w tym niczego złego. Z czasem to się zmieniło, Kaja pokazała mi, że nie warto tak bawić się swym życiem i nadwyrężać dobrą passę, bo wszystko może się obrócić przeciwko nam i możemy później czegoś żałować.
-Zbyszek chodź na chwilę – Krzysiek zaczepił mnie, gdy wraz z Miśkiem zbieraliśmy się już do domu po meczu. – mam taką sprawę, a raczej Kaja ma… - momentalnie mój wzrok powędrował na twarz rudowłosej.
- Niepotrzebnie zawracamy Zbyszkowi głowę – zrugała go zmieszana, a mnie coraz bardziej ciekawiło czego może chcieć ode mnie Kosowska.
- Spytać zawsze można – upierał się Wierzba. – Słuchaj Zibi, nie pomógłbyś Kai z włoskim? – zapytał.
- Krzysiek idź już, sama wszystko wyjaśnię Zaraz przyjdę – odprawiła go rumieniąc się przy tym słodko. Widziałem też, że jest troszkę zła za zachowanie swojego chłopaka.
- Przepraszam, za to. Krzysiek sobie ubzdurał, że mógłbyś mi pomóc. Nie będę ci przecież zawracać głowy i zajmować czasu i tak macie go mało. Dam sobie sama rade – trajkotała nerwowo delikatnie gestykulując.
- Ale ja mógłbym ci pomóc, to żaden problem. Musisz mi tylko powiedzieć, o co dokładnie chodzi – nie widziałem żadnej przeszkody, by podszkolić ją w tym języku.
- Naprawdę, bo ja się nie chcę narzucać. Jeżeli chcesz to zrobić tylko dlatego, że Krzyś jest twoim kolegą z drużyny to nie musisz – przekonywała.
- Kaja zrobię to, bo chcę. Mów już dlaczego potrzebujesz tej pomocy – postawiłem stanowczo na swoim. Przeczuwałem, że, inaczej nigdy, by my nie powiedziała co jest na rzeczy.
Tak się wszystko zaczęło. Kaja zatrudniła się, jak opiekunka do dziecka w polsko- włoskiej rodzinie. Nie było to dla niej duży kłopot, bo miała rękę do dzieci tylko jedynym mankamentem było to, że 4- latek czasami ani myślał mówić po polsku i dziewczyna miała problemy ze zrozumieniem jego potrzeb. Postanowiłem zabawić się w nauczyciela. Kosowska bardzo szybko przyswajała nowe słowa, łapała odpowiedni akcent i intonację. Po pewnym czasie doszło do tego, że mówiła tak dobrze, jak ja. Sama przyznała, że nie przypuszczała, że ma aż taką smykałkę do języków. W szkole uczyła się niemieckiego i nienawidziła go, myślała, że tak będzie z każdym obcym językiem. Lekcje nie były jej już potrzebne a jednak ciągle dwa razy w tygodniu na trzy godziny byliśmy kompletnie sami.
Teraz nasze spotkania przerodziły się w zwykłe pogaduchy. Kaja zwierzyła mi się, że przypominam jej przyjaciela, który 3 lata temu wyjechał do Anglii. Podobno miałem taki sam charakter jak on i dlatego tak prędko mimo tego, że z początku jak sama mi się przyznała „ Obawiała się tego Bartmana” zaczęliśmy nadawać na tych samych falach. Zazdrościłem Wierzbie takiej dziewczyny, była zabawna, poukładana, miała swoje wartości a do tego znała się na siatkówce jak mało, która kobieta z którą miałem do czynienia. Kaja sama lubiła o sobie mówić, że jest do tańca i do różańca i to naprawdę określało ją idealnie. Ja sam zauważyłem, że uzależniłem się od niej. Nawet nie wiem, kiedy i jak to się stało, ale z niecierpliwością wyczekiwałem naszych „lekcji” szukałem jej osoby podczas meczu i czułem przyjemne ciepełko w środku, gdy machała do mnie z trybun w odpowiedzi. Nawet Kubiak zauważył co się dzieje i nie był by oczywiście sobą, gdyby nie zareagował.
- Ty się w niej zabujałeś! – stwierdził pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy piwie.
- Co ty chrzanisz?! – odparłem zirytowany, że zostałem odkryty.
- Nie udawaj, widzę. – Miśka nie da się tak łatwo oszukać. – Co z tym zrobisz? – dopytywał ciekawy.
- Nic, przecież to dziewczyna Wierzby. Nie jestem aż takim sukinsynem, żeby mu ją odbijać. Z resztą ona kocha jego, a nie mnie.
To była prawda, nigdy nie był bym aż takim bucem, żeby przystawiać się do laski kumpla z drużyny, jeszcze, gdy ich związek był tak zaawansowany o z tego co wiedziałem szczęśliwy. Rzeczywistość jednak lubi sobie ze mnie żartować.
Nadal widywałem się z Kają, ale było to dla mnie trudniejsze ze spotkania na spotkanie. Wyłapywałem każdy jej gest, spojrzenie i interpretowałem jako ukryte sygnały od niej. Kilka razy, gdy rudowłosa ścięła się z Wierzbowskim przychodziła do mnie, by się wygadać i przytulić. Po jednym takim razie wszystko puściło i nie wytrzymałem a ona nie protestowała. Kiedy czułem jak jej usta błądzą po moim ciele, jak mogłem dotykać jej rozpalonego skrawka skóry przestałem mieć jakiekolwiek wątpliwości, zahamowania i zasady przynajmniej do kolejnego ranka, gdy trzeba było ponieść konsekwencje tych czynów.
- Nie powiesz mu? – ocierała łzy skulona w rogu łóżka.
- Jeżeli chcesz, to zachowam, to dla siebie, nikt się o niczym nie dowie – co innego miałem zrobić. Jak widać ona bardzo żałowała tego, że wczoraj poniosły ja emocje.
- Nie możemy się już spotykać. Ja nie dam rady. Przepraszam. Obiecaj mi, że to ostatni raz, gdy jesteśmy sam na sam. To się nie może powtórzyć – zadecydowała a mi nie zostało nic innego tylko się zgodzić. Nie mogłem się postawić, nie, gdy widziałem jakie piętno na niej odcisnęła nasza wspólna noc.
Kiedy półtora miesiąca później dowiedziałem się o ich zaręczynach wpadłem w szał a efektem było to, że moje białe Audi znalazło się w rowie. Gdybym wyznał Krzyśkowi prawdę nic takiego nie miało być miejsca, a ja nie musiałbym w szatni wysłuchiwać historii tych oświadczyn. Chciałem dograć sezon i wyjechać. Czas umilałem sobie poznając w klubach kolejne dziewczyny Kasia, Anka, Iwona, Sabina, po pewnym czasie miałem problem z ich zapamiętaniem. Na wakacjach, gdzie miałem nadzieję, że od tego momentu wszystko zacznę od nowa dowiedziałem się od Damiana, że powodem tego, że Krzysiek się oświadczył Kai było to, iż okazało się, że dziewczyna jest w ciąży. Ta wiadomość spowodowała, że przeżyłem najgorsze wakacje życia.
Teraz, gdy już na dobre wrócił dawny Zbyszek ten sms sprawił, że znów wszystko sobie przypomniałem. Nie wiedziałem jakie intencje ma rudowłosa i czego oczekuje po tym spotkaniu. Nie mogłem zignorować jej prośby, dlatego odpisałem, że chętnie się z nią spotkam.
Dzień przed Wigilią czekałem na Kaje od 10 rano. Napisała, że przyjdzie przed południem, dochodziła już14 a jej nadal nie było. Uznałem, że się rozmyśliła, ale zaraz po tym usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Gdy otworzyłem stała przede mną z zmarzniętą od mrozu twarzą a w dłoniach trzymała zawiniątko.
- Możemy wejść? – pytała.
- Tak – przepuściłem ją w drzwiach, przyglądając się to jej to dziecku, które trzymała w ramionach.
- Zbyszku ja dłużej tak nie mogę – zaczęła rozbierać malucha z zimowego kombinezonu.
- Czego nie możesz? – pytałem jak głupi. Nie rozumiałem, o co jej chodzi.
- Nie mogę okłamywać Krzyśka i wszystkich w około. Kornelia to… - zawahała się – Kornelia to twoja córka nie jego – usłyszałem co mówi, ale nie potrafiłem w żaden sposób zareagować. Patrzyłem tępo na dziewczynkę i od razu to zauważyłem. Mała patrzyła na mnie to na Kaję wielkimi zielonym oczami, Kaja miała oczy przypominające kawowy napar a Wierzbowski niebieskie, a mała najwyraźniej miała te oczy po mnie.
- Nie mogę tak żyć ! – Kosowska wybuchnęła głośnym płaczem. – Nie mogę tak oszukiwać, nie jestem taka – ciągnęła.
- Cii, jakoś sobie poradzimy – te słowa przyszły same z siebie, nie wiedziałem co będzie. Byłem w szoku. Patrząc na mój charakter powinienem wybuchnąć i rozpętać mega awanturę a jednak moja reakcja była inna. Gdzieś tam w środku mnie zaczęła kiełkować myśl, że mam tak piękne dziecko, córeczkę. Przygarnąłem płaczące już obie dziewczyny do siebie. Później się zastanowimy co dalej.
~*~
Jest
to najprawdopodobniej ostatnia historia na tym blogu.
Nie napisałam nic od ponad miesiąca, jeżeli chodzi o
te krótkie historie. Ta powstała dawno, bo w czerwcu,
ale dopiero teraz się zebrałam, by ją opublikować.
Żeby było śmieszniej to kiedyś był nawet plan, by zrobić z tego mini opowiadanie. Moja wyobraźnia niestety
nie widzi dalszego ciągu tej historii, dlatego to
zostanie tak jak jest. Tęsknie za takim Bartmanem jak
tutaj, niestety mam wrażenie, że ten nasz realny Zbyszek, uległ jakiejś
przemianie na gorsze, a to źle na mnie wpływa.
Dziękuję, za to że byłyście tutaj ze mną, że pomysł na oneparty się spodobał. Trzymajcie się.
Dziękuję, za to że byłyście tutaj ze mną, że pomysł na oneparty się spodobał. Trzymajcie się.
Jak to ostatnia? nieeeeeeeeeeee. wierze w ciebie bardzo :) Napenwo coś jeszcze napiszesz, jestem tego pewna.
OdpowiedzUsuńTa historia, taka kochana, miliutka, ech.. Chciałabym wiedzieć, że Zbyszek jest taki naprawde. I ciekawi mnie czy byłby dalej z Kają i małą Kornelką :)
pozdrawiam iżycze natchnienia, mnóstwa natchnienia :**
Jak ja lubię takie krótkie, niezobowiązujące historie.:D Nie trzeba się denerwować i zastanawiać, co będzie dalej, a jednocześnie jest mnóstwo niedopowiedzeń. Też mam jakieś dziwne wrażenie, że coś z tym Bartmanem się dzieje.:P No, cóż, nie mój interes. :) A historia, jak zwykle, interesująca.^^ Taka do poduszki.xD Tuż przed snem, chociaż do tego to jeszcze daleko. Od początku miałam przeczucie, że ona będzie matką jego dziecka. Po pierwszym akapicie w mojej głowie zakiełkowała taka myśl. No i się sprawdziło. A życie jest takie pogmatwane, ale kto wie to lepiej niż autorka "Pogmatwanego świata"? :D A dalej, co było, to każdy sobie dopowie. ^^ I żyli długo i szczęśliwie, ale nikt nie powiedział, że razem. ;P Mam nadzieję, że definitywnie nie kończysz i jak ci kiedyś tam, coś tam do głowy wpadnie, to jeszcze tu wrócisz.:D Bo jak już mówiłam oneparty są takie proste i niezobowiązujące. :) Pozdrawiam. ;*
OdpowiedzUsuńJaka ostatnia?! Moja droga jaka ostatnia?! Ja się tak nie bawię, przecież jest jeszcze tylu siatkarzy o których musisz koniecznie napisać i nie ma żadnego ale!
OdpowiedzUsuńA co do samej historii, ja też tęsknie za takim Zbyszkiem. Ja rozumiem, że może być z siebie dumny w końcu osiągnął naprawdę wiele, ale ostatnio mam takie dziwne wrażenie, że coś lub ktoś zmienił jego zachowanie. A co do samej historii to Kaja i tak długo starała się utrzymać w tajemnicy kto naprawdę jest ojcem małej Kornelki.Prawda musiała wyjść na jaw i dobrze, że Zbyszek zareagował tak jak zareagował, teraz będzie im wszystkim lżej.
Jak to ostatni? Strasznie lubiłam, co ja mówie, lubie ten blog. Tyle różnych histori, pomysłów, to wszystko było takie wyjątkowe.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wena Ci powróci i nie zakończysz jeszcze tego bloga:)
Bardzo polubiłam Twoje krótkie historie... A ta, napawa optymizmem, i oby w prawdziwym życiu siatkarza było tak samo, bo nie ma co ukrywać, że nie jest tak dobrze,jak się każdemu wydaje. Jednak, to nie moja sprawa, i oceniając to opowiadanie, Kaja postąpiła jak najbardziej słusznie. Każde dziecko ma prawo znać swoich rodziców. Nawet, jeśli odbywa się to kosztem kogoś innego... + Mam nadzieję, że jednak coś się jeszcze tutaj pojawi :*
OdpowiedzUsuńMi się bardzo podobają takie krótkie historyjki każda opoiwada o czymś bądź o kims innym. Każda jest ciekawa i odbierana na różny sposób przez różne osoby. Kaja jest bardzo wrażliwą osóbką ale też nie potrafi kłamać to zżera ją od środka. Musiała powiedzieć Zibiemu prawdę. Trzymaj się cieplutko ;)
OdpowiedzUsuńJakoś nie chce mi się wierzyć, zę to ostatnia notka tutaj... Fajne są takie krótkie historyjki :) Ale rozumiem Cię całkowicie. Czasami jest tak, że już dłużej nie można... A co do tego powyżej, podoba mi sie taki Zibi :) Co prawda nie pochwalam tego, że przespał się z Kają, gdy ta miała chłopaka, ale... No jestem w stanie mu to wybaczyć:) W ogóle po tym, jak zachował się na końcu:)) I nie tylko ty masz wrażenie, że on jest inny... Pozdrawiam;**
OdpowiedzUsuńFajny ten Zbyszek . Szkoda że to już koniec ale nie można przecież nic robić na siłę :) Pozdrawiam i całuje panna :*
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie Zbyszek jakiego ja najbardziej lubię (i chyba nie tylko ja). Tak się zastanawiam, czy w realnym życiu on jest równie wspaniały jak go sobie wyobrażam.
OdpowiedzUsuńCo do samej treści to powiem szczerze, że nie takiego zakończenia się spodziewałam... Bartman ojcem... no w tej roli mimo wszystko nie wyobrażam sobie go.
Mówię stanowcze nie odnośnie zakończenia tego bloga. Nie, nie i jeszcze raz nie. Wena przyjdzie na pewno!
Pozdrawiam.
Droga Mel, ja powiem Ci tak. Zrobisz jak uważasz. :) To jest Twoja decyzja. Jednak cieszy mnie to, że masz jeszcze inne opowiadania i je piszesz.
OdpowiedzUsuńCo to Historii. To po raz kolejny Ci powiem, że wyszła Ci genialna. Dziewczyna z małej miejscowości(którą ja kojarzę) :D I Zbysiu człowiek z Warszawy . Nie spodziewałam się takiego czegoś. W sumie myślałam, że zakochają się w sobie i będzie z tego zdrada (to przeczuwałam)ale nie myślałam o tym, że ona zajdzie w ciążę. I tak późno powie o tym Bartmanowi. Tego, to ja akurat nie przewidziałam.
A wszystko w sumie zaczęło się od Krzyśka, który poprosił Zbysia o dawanaie Kai korepetycji z Włoskiego. Krzysiek napewno nie brał pod uwagę tego, co za jakiś czas może nastąpić. A tu za jakiś czas znajomość Kai Zbyszka przerodziła się w coś więcej. Kaja popełniłą jeden błą, skoro wiedziała, że ojcem Małej jest Bartman to nie powinna przyjmować oświadczyn Zbyszka. Ja wiem, że to trudne, ale myślę, że tak by było lepiej.
Przepraszam za taki komentarz, ale mój humor nie pozwala mi na napisanie czegoś mądrego..
A i jeszcze jedno! Fajnie, to zakończyłaś bo każda z nas może wymyślić sobie, co będzie dalej :)
UsuńJak to kończysz krótkie historie? :( Szkoda, nawet bardzo szkoda ale to Twoja decyzja i ja ją szanuję chociaż mam nadzieję, że jeszcze do nas wrócisz z nie jedną i nie dwoma nowymi historiami:)
OdpowiedzUsuńCo do tego opowiadania to właśnie taki Zbyszek mi się podoba. Nie jest chamem, bucem, który odbija koledze dziewczynę tylko naprawdę spoko facetem. To nie ich wina, wszystko wymknęło się im spod kontroli. Cieszę się,że Zbyszek w taki a nie inny sposób zareagował na wiadomość o tym, że ma dziecko. Zachował się jak prawdziwy facet:) Świetnie zakończyłaś tę historię dzięki czemu każda z nas może wymyślić dalszą jego część;)
Pozdrawiam:*
Zbyś w tym opowiadaniu jest idealny, że aż nie realny... Nie umiem go sobie takiego wyobrazić. To jest po prostu obraz, który nigdy nie będzie umiał narodzić się w mojej głowie. Co do obecnego zachowania Zbyszka - to ja powiem, że swego czasu miałam jego osoby po prostu dość. Miałam wstręt i pisanie czy czytanie czegokolwiek o nim było jak tortura. Jednak z czasem przestałam się nim interesować w ten sposób i terapia poskutkowała. Nie wiem tylko jak wyjdzie o podczas sezonu ligowe, ale liczę, że nie będę miała zapędów mordercy.
OdpowiedzUsuńSzkoda że to koniec krótkich opowieści. Przywiązałam się do nich. Będzie mi ich brakować.
Pozdrawiam, Lady Spark.
Tak czułam po tym jak napisałaś o tym, że Kaja i Zbyszek nie widzieli się od 11 miesięcy, że w to wszystko będzie wplątana ciąża. Ja z tym stanem mam już jakąś obsesję, a to chyba dlatego, że na moim opowiadaniach ten temat jest obecny przez prawie większą część fabuły każdego z nich, ale mniejsza o mnie ;)
OdpowiedzUsuńSię wszystko niewinnie zaczęło od lekcji włoskiego i skończyło się też iście po włosku, bo niekontrolowanym wybuchem emocji i nieokiełznanego temperamentu. Zawsze w takich sytuacjach człowiek się zastanawia czy dobrze robi, bo przecież to dziewczyna kolegi czy odwrotnie. Ja osobiście wolałabym cierpieć z powodu nieszczęśliwej miłości niż zrobić coś takiego, ale podziwiam ludzi za to, że oni nie boją się w takich sytuacjach zaryzykować. Pewnie Kaja i Zbyszek nie mieli łatwo, kiedy o wszystkim dowiedział się Krzysiek i całe ich środowisko, ale jeśli oboje mają być szczęśliwy ze swoją córką, to warto było.
Ja Ci kochana jeszcze tego nie pisałam, ale my zawsze przechodzimy na Zbyszka awersję w tym samym czasie. Te same jego zachowania nas denerwują ;)
Pozdrawiam ;*
Będę tęsknić za tymi krótkimi historiami.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobały wszystkie i myślałam, że będzie więcej.
No cóż, trudno. Będę dalej czytać resztę twoich blogów;)
Ruda
Będę tęskniła...Twoje jednocześciówki były świetne! każda z osobna wnosiła coś nowego :) a ja zawsze zastanawiałm się skąd ty masz tyle pomysłów! gratuluje :) Aj Zbyszku co się z tobą dzieje? chyba się zmienia...na gorszę...lans...dobra nie o tym tutaj:) ach lubie go takiego! do takiego Zbyszka mam słabość :) wielką :) chociaż nie pochwalam że on i Kaja spikneli się byli wtedy jak ona miała faceta...ale wyszło jak wyszło:) mnie też by żżerało, żeby powiedzieć prawdę i jak widać reakcja na wiadomość, że jest ojcem była bardzo pozytywna :) będzie mi tego brak...ściskam :)
OdpowiedzUsuńNie, Mel. Nie rób mi tego. Wiesz, że to Ty byłaś moją inspiracją do tego, żeby moje historie powstawały? Kurcze. Może wrócisz, co?
OdpowiedzUsuńZbyszek, Zbyszek. Uwielbiam go takiego, szczególnie w Twoim wykonaniu.
Również lubię takiego Zbyszka, jaki został przedstawiony w tej historii (: Taki ciepły, odpowiedzialny, opisujący swoje uczucia.. To jest to, co uwielbiam. Może postąpili trochę nielojalnie wobec Krzyśka, ale narodziło się między nimi jakieś uczucie, a tego nie można zignorować :) Wierzę, że uda im się stworzyć szczęśliwą rodzinę, bo widać, że Zbyszkowi zależy na Kai i na córce, nie odrzucił ich, gdy się dowiedział i mam nadzieję, że będzie się nimi troskliwie opiekował ;) No i wierzę też w Ciebie, że jeszcze zaskoczysz nas jakąś krótką historią. Nie rezygnuj. Ja na pewno będę czekać :*:*:*
OdpowiedzUsuńNo. Zibi zachował się tak, jak powinien. Nie wyrzucił Kai za drzwi, nie zadrwił z niej, nie odepchnął. Przygarnął, przytulił, był wyrozumiały. I bardzo się z tego powodu cieszę :) Tylko szkoda, że to koniec onepartów.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że ja jakoś nigdy nie przepadałam za Zbyszkiem. Irytował mnie zawsze i denerwował za każdym razem gdy go widziałam. Jedynym wyjątkiem były tak naprawdę tylko twoje opowiadania i tak poniekąd jest dalej. Tutaj Zbyszek okazał się naprawdę odpowiedzialnym i ciepłym facetem, który został zraniony ale potrafił odsunąć to od siebie kiedy wymagała tego sytuacja. Bałam się, że ten ich romans tak właśnie się skończy. Szczerze miałam nadzieje, że Kaja będzie dalej mimo wszystko szczęśliwa z Krzyśkiem. Po tym jednak to pewnie nie będzie możliwe. Dobrze, że ta historia właśnie tak się kończy i tak naprawdę wszystko jeszcze jest możliwe. Ostatnio lubię właśnie takie zakończenia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Hmmm Mel ja mam zupełnie inne obserwacje dotyczące realnego Zbigniewa B. Owszem zmienił się ale zdecydowanie na lepsze. Jestem nałogową "czytaczką" wszelkich siatkarskich blogów i lubię poprzez obserwowanie karier i poprzez czytanie wywaidów z prawdziwymi zawodnikami oceniać jak odbieramy niektóre osoby i jak to robić powinniśmy. Wydaje mi się też, że znam się na ludziach. Zwykle jest tak, ze blogerki jeśli kogoś nie lubią dają mu tylko złe cechy, a jeśli odwrotnie to tylko dobre. W prawdziwym życiu tak niema, każdy ma złe i dobre strony. W opowiadaniach usilnie nadaje się naszym Panom cechy, których nie posiadają. Michałowi Winiarskiemu dodaje się charakteru i elokwencji mimo, ze jemu tego brakuje. Bartoszowi Kurkowi i Michałowi Kubiakowi seksapilu, którego nie mają za grosz. Kubiakowi dodatkowo nienagannej sylwetki - hmmmm nie wiem skąd ten pomysł - chłopak ma "okrągły" problem. Zawsze patrzę na to chłodnym okiem i konfrontuję z rzeczywistością. Wracając jednak do Zbyszka to przez lata obserwowałam ewolucję jego osoby. Od narwanego i bezmyślnego chłoptasia do mężczyzny, który potrafi obecnie postawić wyżej dobro drużyny niż własne. Zdecydowanie jest spokojniejszy i używa mózgu na boisku, w jego słowniku pojawiło się słowo POKORA. Wszyscy trenerzy z którymi pracował nie powiedzą złego słowa na temat jego podejścia do treningów i sportowego trybu życia (tak więc imprezowanie, picie i przygodny seks odpadają). Jeden z trenerów, już nie poamiętam który powiedział, ze w tym aspekcie mógłby być przykładem dla wielu. Wiem, że przyczyną wielu obecnie złych emocji w stosunku do jego osoby jest jego sposób bycia (odmiana niegroźnego gwiazdorzenia) oraz hmmm to, że znalazł sobie dziewczynę. Ja uważam, że owa kobieta ma na niego dobry wpływ bo odkąd się pojawiła to nam Zibi lepiej gra (regularny seks jest ważny).
OdpowiedzUsuńNa koniec napiszę tylko, że bez względu na wszystko będę mieć do niego szacunek za to, że po przegranym meczu z Rosją na IO stanął przed dziennikarzem TVP jako jeden z trezch zawodników (Możdżonek i KOsok z nim). Nie jest sztuką być irytująco-zabawnym w swoim gwiazdorzeniu w blasku zwycięstw, ale trzeba też przyjąć porażkę i nie uciekać jak zrobiło to kilku zawodników uznawanych za LIDERÓW tej reprezentacji. Jeden z zawodników (przez grzeczność nie wymienię nazwiska) po wygranym meczu grupowym LŚ z Brazylią powiedział, ze postara się być bardziej dostępny dla mediów i kibiców (miał w tym swój cel, popularna kampania reklamowa) - słowa dotrzymał do meczu z Rosją. Ja jako kibic chciałam usłyszeć co ma do powiedzenia lider i największa gwiazda reprezentacji i nie doczekałam się.
Jak to powiedział Krzysztof Ignaczak: "Zbyszek to na boisku wulkan energii, ale poza nim to zrównoważony i kreatywny mężczyzna".
Nie wiem jaki jest prywatnie i pewnie nigdy się nie dowiem i nie odważę się go oceniać pod tym względem. Wolę mu nie odbierać i nie dopisywać cech, które ma lub ich nie posiada. No chyba, ze przypadkowo wpadnę na Niego na rzeszowskich ulicach:)
Także Mel głowa do góry, Alleluja i do przodu. Nie taki Zbyszek zły jak go malują:)
Nie wiem czy to przeczytasz, ale mimo to napiszę :) Twój komentarz dał mi wiele do myślenia, cholernie wiele, czasami właśnie sama zapominam o tych aspektach które tutaj wymieniłaś. Zgadzam się że Zbyszkowi przypięli łatkę tego złego, nieokiełznanego, a sympatie czy antypatie kibiców to sobie podchwyciły na swój sposób i każdy wykorzystywał jak chciał. Czytam ostatnio wiele relacji z tego jak zachowuje się obecnie Zbyszek, jedne są na pewno wiarygodnie bo od osób które znam, drugie już nie koniecznie i zdaje sobie sprawę że pewnie w większość wypadków są one wyolbrzymione. Osobiście Joanna mi nie przeszkadza, bynajmniej nie u jego boku, wiec sama nie dopatruje się tego że może "ten zły wpływ" ma na niego jej osoba. Zwyczajnie się zakochał, może jedynie co mi przeszkadza osobiscie to afiszowanie się swoją miłością, ponieważ sama należę do osób które jakoś tego nie stosują. Może ja zwyczajnie wolałam tego Zbyszka który pewnej jesieni zaprezentował się w barwach AZS Częstochowa, jeszcze taki niedojrzały, nieokrzesany, lubiący powiedzieć co myśli czasami aż za dosadnie. Może teraz zwyczajnie jak nam Bartman dojrzał i to mi to zaczęło przeszkadzać, nie wiem. Tak czy siak go lubię, lubię go za to co pokazuje na boisku, że walczy do końca, nie spuszcza głowy, jak wielu naszych. Może po prostu sprawy poza boiskowe, muszę odsunąć na całkiem boczny, nieważny tor a wszystko się na nowo poukłada w mojej głowie. Zawsze zostaje mi Kadziu który też twierdzi ze dojrzał, na szczęście u niego tego nie widać :)
UsuńJa od lat wielbię Łukasza Kadziewicza i pewnie Zbyszka też będę bo lubię trudnych ludzi. Do grona takich osobowości zaliczam jeszcze Artura Boruca (jego życie prywatne bywało bardzo burzliwe).
UsuńSzczerze mówiąc nie bardzo wnikam w Zbyszkowe sprawy poza boiskowe, może dlatego, ze nie wiem jak się zachowuje. Zawsze skupiam się tylko na tym co oferuje drużynie. Każdy ma lepsze i gorsze chwile (pozory mylą, a ludzie widzą to co chcą widzieć). Na Memoriale Strzelczyka miał świetny humor. Chwilami wydawało mi się, ze obdzieli autografami i zdjęciami nie tylko cały Rzeszów ale i Podkarpacie. Osobiście nigdy w kolejce nie stałam do żadnego siatkarza bo jestem przeciwniczką takiego napastowania szczególnie po ciężkich meczach. To są ludzie, czasem piekielnie zmęczeni ludzie.
Jeśli chodzi o afiszowanie z miłością to też jestem tego przeciwniczką. Zbyszkową blondynkę widziałam tylko na zdjęciach (na jednym dziwnym portalu, którego nie uważam za opiniotwórczy, wręcz przeciwnie) więc nie wiem jak wygląda to ich afiszowanie się:).
Tak, czy siak życie kiedyś zmusi Zbyszka do zejścia na ziemię bo może do tej pory niektóre rzeczy przychodziły mu zbyt łatwo:). Życzę mu samych dobrych rzeczy ale jeszcze mało w zyciu przeszedł.
Mam nadzieje ze to opowiadanie nie było ostatnim i ze jeszcze cos sie tu pojawi. Aco do opowiadania to fajnie ze Zibi sie tak zachował i nie zostawil Kai samej ;) pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńKurczę... szkoda, że to już koniec. Liczę na to, że może jednak jeszcze tutaj wrócisz... No ale bez nacisków oczywiście, rozumiem :)
OdpowiedzUsuńA ta historia... Nie znałam Zbyszka od tej strony - tzn. odpowiedzialnego, czułego, gotowego do poświęcenia, czy po prostu zakochanego. Jakoś jego oblicze w momencie zaręczyn Kai i Krzyśka, tj. playboy, imprezowicz, etc., było mi dotąd bliższe. Ale chyba wolę go takiego kochanego :)
Pozdrawiam serdecznie.
Koniec?? buuu . . . ja nie chcę!
OdpowiedzUsuńCzasami podejmujemy decyzje pod wpływem impulsu, jednej chwili, a one przynoszą nam konsekwencje na całe życie. Czasami strasznie wzbraniamy się przed tym, co dla nas najlepsze. Boimy się. Staramy się brać odpowiedzialność za swoje życie, ale też za życie innych. I jeśli jesteśmy z kimś w związku, bierzemy na siebie odpowiedzialność również za tę drugą osobę. Kaja starała się być odpowiedzialna nie tylko za siebie. Chciała też być odpowiedzialna za związek z Krzyśkiem. Chwile zapomnienia z Bartmanem przypłaciła nie tylko łzami, ale i dzieckiem. Musiała mieć cholerne wyrzuty sumienia. Przecież była z Krzyśkiem, i to on opiekował się nią i małą. Pozbawiła Zbyszka kilku miesięcy rodzicielstwa. Nie widział jak rośnie jej brzuszek, nie słyszał bicia serduszka na usg, nie był przy pierwszej kąpieli. Jednak pocieszające jest, ze Kaja o tej odpowiedzialności za drugiego człowieka sobie jednak przypomniała. Wyznała w końcu prawdę. I to jest najważniejsze.
Co do realnego Zbyszka masz trochę racji. Zmienił się. I to widać. Owszem na boisku jego gra jest bardziej dojrzała, nie jest taki jak narwany jak wcześniej. Czasem czytam jego wypowiedzi i w niczym nie przypominają mi dawnego Zbyszka. To tak, jakby ktoś go podmienił, jakby wypowiadała się zupełnie inna osoba. Sam fakt, że jego przyjaźń z Kubiakiem nie ma się najlepiej, wskazuje, że coś tu nie gra. Wiem, że nie wiele osób w to wierzy, ale na ich zachowanie na Strzelczyku mówiło samo za siebie.
Pozdrawiam :*
A i bym zapomniała! Kocham Czchów!! Ruiny zamku, zalew... Stęskniłam się za tamtym miejscem :( Chyba się muszę wybrać w trasę Rzeszów-Sącz :)
UsuńW tej historii przedstawiłaś zupełnie innego Zbyszka, niż jest w rzeczywistości i to bardzo mi się podobało. W rzeczywistości też przyjdzie taki czas, gdy przyjmujący będzie musiał się zmienić i Ty świetnie to pokazujesz. Trochę szkoda mi Krzyśka, że został tak oszukany. Zapewne kochał swoją dziewczynę i córeczkę ponad życie, a tu taki numer. Ciekawa jestem jak zareagowałby na wieść, iż nie jest ojcem. Ja również cieszę się, że mogłam czytać tak kapitalne historie, a każda z nich była zupełnie inna, przez co interesująca. Mam nadzieję, że w przyszłości spotkam się z równie ciekawymi opowiadaniami Twojego autorstwa. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego bloga :
OdpowiedzUsuńhttp://siostra-siatkarza.blogspot.com/
komentować ! :P
Jaaaa,jaki Zbyszek tu cudowny! Mimo,ze odbił kumplowi dziewczynę to zaimponował mi tym jak po wspólnie spędzonej nocy dla dobra Kai milczał jak grób. Gdzie tacy faceci istnieją? Spodziewałam się,ze te szybkie zaręczyny z Wierzbowskim są podejrzane. Jak się okazało jednak Kaja nie umiała dłużej zyć w kłamstwie i dobrze! Tym bardziej,ze pewnie kocha Zbyszka,a nie Krzyśka. Szkoda,ze nie chcesz/nie możesz pisac tych one partów,fajne takie krótkie historie,a nie każdy potrafi takie pisać. Buziaki :*
OdpowiedzUsuńPrzepraszam,ze dopiero teraz,ale wiesz jak u mnie z czasem.
Zabrałam się dziś to nadrabiania zaległości i naprawdę się cieszę, że miałam je tutaj, bo ta historia, którą napisałaś jest niesamowita! Takie jakieś tajemnicze coś z niej bije, nawet nie umiem tego nazwać ;) Kaja taka dobra dziewczyna, ukochana kolegi z drużyny,a tu Bartman się w niej zakochuje... cóż sytuacja taka może się zdarzyć każdemu. I tak długo tu wytrzymali ukrywając prawdę przed Krzyśkiem. Jednak wyrzuty sumienia nie dają żyć dziewczynie... Prawde trzeba wyznać, dla dobra każdego... Wybacz, że nic więcej nie napiszę, brak weny.... krótka story bardzo mnie poruszyła, mam nadzieję, że jednak cos tu jeszcze napiszesz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
i am happy wth my envirοnmentally fгіendlу smoke
OdpowiedzUsuńsmokе. і boought the starteԁ sеt for my
son and his better half and then covinced my sіster
to acquirе hеrs. we аll love all of them
Alѕο ѵisit my homеpage - green smoke coupon codes