Nie wiesz, że tutaj jestem. A ja nawet nie
wiem czy chciałbyś abym tu była. Przecież tak naprawdę to nic nas nie łączy.
Jesteśmy ciągle dla siebie parą prawie obcych ludzi. Wiem, że teraz mówiąc to
oszukuje siebie. Może i nie znamy się dobrze, ale coś nas jednak łączy. Coś co
nie jest szczególikiem, wspólnym hobby czy zamiłowaniem do tej samej potrawy.
To co nas połączyło do końca naszych dni to maleńka istotka, która rozwija się
pod moim sercem. Połączyło
nas dziecko, które w słowniku można zdefiniować jednym słowem: Wpadka.Wiem, że
żałujesz, nie jesteś dobrym aktorem, by to ukryć. Ja sama, za to wyszłam na
idiotkę, bo czego mogłam się spodziewać po przygodnym seksie na jedną noc. W
ten wieczór, gdy Cię poznałam zafascynowałam się Tobą, na tyle mocno, że nie
patrząc na wcześniej wyznaczone zasady pozwoliłam byś zabrał mnie do siebie.
Byłam naiwna, że i Ty może poczułeś to samo. Jak bardzo się pomyliłam
dowiedziałam się kolejnego dnia, kiedy sam speszony półsłówkami dałeś mi do
zrozumienia żebym sobie poszła.
Podobno wcale taki nie jesteś. Ola z
Piotrkiem uparcie twierdzą, że nie wiedzą co się z Tobą stało tej nocy. Wiem,
że czują się współwinni tego co się między nami wydarzyło. Ja czasami się
śmieję, że już teraz mogą szykować się na chrzestnych malucha. Będą się nadawać
do tego idealnie, skoro przyczynili się po części do jego poczęcia.
Czasami sobie gdybię i zastanawiam się co
było, by gdybyśmy poznali się w innych okolicznościach? Może, gdyby zamiast
imprezy na którą wybrałam się z Olą i Pitem wybralibyśmy się na kawę we czwórkę
wszystko wyglądało, by, inaczej. A może los i tak pchnąłby do tego, że teraz
tak czy siak byłabym w tej samej sytuacji.
Wiem jednak, że po pierwsze ja tak nie
mogę, po drugie nie mam zamiaru być dla Ciebie ciężarem. Gdy dowiedziałeś się o
ciąży to był dla Ciebie taki sam szok jak dla mnie. Wcale się nie dziwiłam, że
na te słowa wybuchnąłeś śmiechem. Przecież życie nie powinno być aż tak
okrutne, by karać Cię w ten sposób. A jednak było.
W ogóle nie wiem jakim cudem na spółkę z
Olą udało Ci się mnie przekonać do tego bym wprowadziła się do Twojego
rzeszowskiego mieszkania. To był przecież błąd.
Przekonałam się o tym jeszcze tego samego
dnia, gdy zauważyłam Twoją manierę nie odkładania brudnych naczyń do zlewu czy
zmywarki. Zostawiałeś wszystko na stole czy blacie brudne bądź niepotrzebne na
daną chwilę. Irytowało mnie to i mimo kolejnych moich próśb nadal tak robiłeś.
Już nie wiedziałam czy robisz to specjalnie, by mi dokuczyć czy dlatego, że
naprawdę nie przywiązujesz do takich szczegółów większej wagi.
Staraliśmy się przez dwa miesiące,
próbując ze sobą żyć. To było jakieś groteskowe życie. Trzymałeś dystans, ja
nie byłam lepsza. Zamiast się lepiej poznać to było coraz gorzej. Czuliśmy się
ze sobą tak jakby zamieszkały tutaj osoby z dwóch różnych planet, a nie ci co
niedługo zostaną rodzicami. Nie winiłam Cię, chciałeś być odpowiedzialny.
Powinnam się cieszyć, przecież mogłeś zostawić mnie na pastwę losu i zapomnieć
o moim istnieniu. Ty jednak na swój sposób nadal byłeś.
Wyjechałeś na zgrupowanie a ja mogłam
odetchnąć. Wiedziałam, że do połowy sierpnia rzadko zagościsz w Rzeszowie.
Kilka dni może w sumie uzbiera się półtora tygodnia nie więcej. Dziwne było to,
że po jakimś czasie zatęskniłam za Twoim nawykami, które wcześniej doprowadzały
mnie do szału. Jeszcze dziwniejsze było to, że, gdy wróciłeś z Tampere zaczęłam
wypytywać cię o Twoje samopoczucie, o wydarzenia związane z pobytem w Spale czy
na wyjazdach.
To było jednak chwilowe, później na powrót
wróciliśmy do tego co było miedzy nami wcześniej.
Teraz znów byłam tutaj. Siedziałam w
trzecim rzędzie i niemal od początku finałowego meczu obserwowałam Cię w akcji.
Traf tak chciał, że zastąpiłeś Marcina, gdy ten nabawił się kontuzji i grałeś
dobrze. Ola raz po raz zerkała na mnie obserwując moje reakcje na Twoje
boiskowe poczynania. Wraz z zepsutą zagrywką Amerykanina w Polskiej ekipie
wybuchła euforia. Też się ucieszyłam, nie na długo, dotarło, bowiem do mnie co
za chwilę mnie czeka.
- Dasz radę – Ola ścisnęła mnie za rękę,
po czym zbliżyła się do band wyczekując Nowakowskiego, by mu pogratulować.
Siedziałam jeszcze dłuższą chwilę
obserwując wszystko z oddali. Czułam, że to jeszcze nie ten moment. Lepiej jak
na podium wejdziesz nieświadomy mojej obecności tutaj.
- Teraz już musisz ze mną zejść –
powtórzyła blondynka wyciągając rękę, by pomóc mi wstać. To był dopiero koniec
5 miesiąca, a ja już odczuwałam spore niedogodności związane z ciążą. Tak było
i tym razem, gdy nie mogłam się podnieść z tych niskich krzesełek. – Idź –
ponagliła mnie, gdy znalazłyśmy się już blisko Ciebie. Stałeś z Łukaszem i
ściskaliście się raz po raz.
- Grzesiek – zaczęłam cicho i niepewnie.
Myślałam, że mnie nie usłyszysz, ale na nic były moje przypuszczenia.
- Oliwia? – pytałeś zaskoczony. Nic więcej
nie pojawiło się w wyrazie Twojej twarzy. Nie było złości czy radości. Może to
i lepiej. – Nie wiedziałem, że tutaj jesteś.
- A chciałbyś to wiedzieć? Nie chciałam
burzyć twojej koncentracji – szybko bez ogródek zdradziłam prawdę.
- Co ty mówisz ucieszył bym się, gdybym
wiedział wcześniej – Twoja twarz rozpromieniła się, gdy spojrzałeś na widoczny
pod tuniką brzuszek. Ostatnio, gdy mnie widziałeś był sporo mniejszy. Troszkę
urósł przez te 3 tygodnie. – Dobrze się czujesz?
- Tak w porządku. Grzesiek ja tutaj
jestem, bo musimy porozmawiać – to nadal nie był najlepszy moment. Inni
zawodniczy biegali wiwatując i ciesząc się z osiągniętego sukcesu a mnie naszło na poważne rozmowy.
- Coś nie tak z dzieckiem – przeraziłam
Cię tymi słowami.
- Nie, jak mówiłam wszystko dobrze.
- To, o co chodzi? – dopytywałeś. Nie
zwracałeś uwagi na kolegów, którzy wołali byś do nich podszedł czy, gdy
obsypywali nas opadniętym wcześniej konfetti.
- Możemy gdzieś usiąść? – podprowadziłeś
mnie do krzesełek, po czym zacząłeś wpatrywać się we mnie z niecierpliwością. –
Podjęłam decyzję, ja wrócę do domu, do Mielca. Nie chcę Ci siedzieć na głowie.
Nie musisz mi pomagać. Nie oszukujmy się nie z tego nie będzie. Ja się męczę,
Ty również. Dlatego prosto z lotniska wracam do domu. Jestem Ci wdzięczna, że
chcesz pomagać, zrobiłeś już wystarczająco. Obiecuję, że jak dziecko się urodzi
to będziesz mógł widzieć je, kiedy tylko zechcesz – podzieliłam się z Tobą
swoją decyzją.
- Oliwia ja myślałem… - przerwałeś. –
Wiem, że nie zachowywałem się tak jak powinienem. Za długo oswajałem się z tym
co się stało. Ja myślałem, że jak wrócę po Igrzyskach do Rzeszowa to wszystko
się jakoś ułoży. Chciałem cię zabrać do Chorwacji wiem, że o tym marzyłaś,
później urządzilibyśmy pokój dla maluszka – wyliczyłeś. Zaskoczyłeś mnie tym co
sobie już założyłeś.
- Grzesiek nie musisz – położyłam swoją
dłoń na Twoich splecionych rękach.
- A co powiesz na to, że chcę to zrobić.
Daj mi szansę – ująłeś moją rękę w swoje palce.
- Ja nie wiem. Skoro wcześniej nic z tego
nie wyszło…- zastanawiałam się.
- Oliwio daj mi, chociaż spróbować –
poprosiłeś.
Nie wiedziałam jak to będzie. Dawałam
nawet 80% na to, że będzie tak samo, jak teraz, że jeszcze bardziej przekonamy
się o tym, że nic po za jedną nocą zrodzić się nie ma nawet prawa. Z drugiej
strony czułam, że, jeżeli nie dam nam jeszcze jednej szansy to do końca życia
będę się zastanawiać jak, by to było, gdybym jednak się zgodziła. Dlatego
zgodziłam się, pełna obaw, ale się zgodziłam.
~*~
Powiem wam szczerze, że dziś zastanawiam się jakim
cudem to napisałam. Znam jednak odpowiedź, bo pisałam to tydzień temu, teraz
moja wena od jakiś 6 dni poszła się jeb.ć, że ta powiem łaciną podwórkową.
Kosok, od dawna chodziło mi coś tam po głowie, ale nie
umiałam tego zlepić w całość. Ten one part pojawił się, kiedy oglądałam finał
LŚ. Tak jestem dziwna, żeby podczas meczu, myśleć o opowiadaniu :P