Nie zdziwiło mnie to gdy lekarz
zlecił powtórzenie badań oraz przy okazji dodał wiele innych. Już od dłuższego
czasu czułam się fatalnie. Jak długo się tylko dało ignorowałam sygnały, które
wysyłał mój organizm. Teraz jednak nastał kres tej ignorancji. Wiedziałam, że
jest źle. Kiedy po kolejnym tygodniu zawitałam do gabinetu doktora Michniewicza
czekałam na wyrok a jego zatroskana mina tylko mnie w tym utwierdzała.
- Pani Kingo niech pani spocznie – wskazał
mi krzesło znajdujące się po drugiej stronie biurka.
- Niech doktor mówi, domyślam się, że nie
jest dobrze –, po co miałam ukrywać, że nie wiem, co się święci, niech wie, że
jestem przygotowana.
- Z szeregu badań, które wykonaliśmy
wynika, że jest pani poważnie chora. Podejrzewam, że lekarz, który prowadził
panią w latach dziecięcych pokpił sprawę i myślał, że problem sam zniknie tak
jak ma to miejsce u nieznacznego procenta pacjentów… – zaczął swój wywód
zupełnie niepotrzebnie, wystarczyło przecież zwyczajnie powiedzieć co mi jest.
- Doktorze do rzeczy – ponagliłam go, na
co spojrzał tylko zdezorientowanym wzrokiem.
- Ma pani wrodzoną wadę serca. Niestety, z
biegiem lat pracuje ono coraz słabiej, stąd to zmęczenie, senność, a nawet
omdlenia – wyliczył skrupulatnie wpatrując się we mnie smutnymi oczami.
- Ile mi zostało? – jakoś tak beznamiętnym
tonem zadałam to pytanie, jakby wcale nie chodziło o mnie.
- Jeżeli nie znajdziemy dla Pani
odpowiedniego organu to sześć może dwanaście miesięcy.
Pewnie zastanawiacie się, jak wygląda
życie i co się czuje po tym jak usłyszycie wyrok? Kiedy zdacie sobie sprawę, że
każda kolejna sekunda, minuta, godzina czy doba zbliża was do nieuniknionego.
Pojawia się etap załamania i ogólnej bezsilności, u mnie to jednak nie trwało
długo. Wszystko przez to, że chyba nie miałam nad czym rozpaczać, że zostawię
coś, kogoś opuszczę. Z rodziną miałam marny kontakt, zapracowani znajdujący się
głównie w delegacjach zagranicznych rodzice częściej taktowali mnie jak zbędny
dodatek niż ukochaną jedyną córkę. Przyjaciół też nie miałam co było moim wyborem,
wyborem, który podjęłam pięć lat wcześniej nie mogąc sobie poradzić z tym co
się działo w mojej duszy i to co czułam w sercu do Jego osoby.
Po przemyśleniu kilkukrotnie wszystkiego
postanowiłam zrobić coś z tym co zostawiłam, wtedy sama sobie, nie potrafiąc
podjąć decyzji. Z biegiem mijających lat żałowałam tego coraz mocniej. Gdy
odszukałam jego numer w książce adresowej i nacisnęłam zieloną słuchawkę byłam
pogodzona z ewentualnością, że nawet nie odbierze, że przecież wcale nie musi.
Tutaj się pomyliłam, po trzech sygnałach usłyszałam ten wiecznie wesoły głos,
którego tak bardzo mi brakowało.
- Kinga?! – pytał bardziej niż stwierdził.
- Cześć Bartek wiem, że nie odzywałam się,
ale mam pewną sprawę. Moglibyśmy się spotkać? – wyrecytowałam wcześniej
przygotowaną formułkę.
- Nie wcześniej jak w przyszłym tygodniu,
nie wyrwę się tak prędko do Nysy – czułam po jego głosie, że jest zaskoczony,
nadal znałam go tak samo dobrze. Nie zbombardował mnie pytaniami, po co i
dlaczego dzwonie, ale przystał na propozycję.
- Nie mieszkam już w Nysie, a w Łodzi –
ten fakt wiele zmieniał.
- A jak tak, to, co powiesz na czwartek.
Jeszcze może się zdzwonimy o dokładny termin – sam wyszedł z inicjatywą.
- Dobrze, czwartek mi odpowiada – połowę
miałam za sobą, ale była to łatwiejsza połowa, najgorsze wciąż było przede mną.
Siedząc w „Szabacie” zastanawiałam się czy
dobrze robię. Może nie powinnam rozgrzebywać starych ran? Przecież zawsze
miałam go na wyciągniecie ręki a tego nie robiłam. Przez te lata wystarczało mi
obserwowanie go jak z zapowiadającego się dobrze siatkarza stał się gwiazdą
światowego formatu. Może powinno mi to wystarczyć? Pogodziłam się z tym, to był
mój wybór a teraz znów chcę wszystko spieprzyć. Właśnie, teraz gdy powoli
uczyłam się z tym żyć. Coś mi jednak podpowiadało, że muszę rozliczyć się
ostatecznie z Kurkiem, tej jeden ostatni raz. Później on wróci do Anki, a ja…,
…a ja będę z dnia na dzień zbliżać się do grobu.
Zobaczył mnie już z daleka, zawsze tak
było kruczoczarna krótka nastroszona fryzura wyróżniała mnie. Naszą rozmowę
zaczęliśmy od zwykłych uprzejmości, było sztywno, nijako, nie tak jak przez te
lata, gdy byliśmy przyjaciółmi. Czułam, że to ja muszę wyjść naprzeciw, bo,
inaczej nadal będziemy gadać o niczym, a nie taki był cel.
- Dobra Bartek przejdźmy do rzeczy, bo
zarówno ja jak i ty wiemy, że nie o to w tym wszystkim chodzi. Ja chcę cię
przeprosić, przeprosić, za to co zepsułam to pięć lat temu. Dopiero po jakimś
czasie zrozumiałam, że to był najgłupszy błąd jaki zrobiłam. Bałam się
zaryzykować, nie wiem może byłam naiwna, że będziesz czekał w nieskończoność.
Żałuję do dziś, że nie powiedziałam, wtedy „tak”, że odrzuciłam twoją
propozycję byśmy zostali parą. Nie wiem może się bałam, że stracę cię jako
przyjaciela, gdyby coś nie wyszło. Oboje wiemy, że i tak cię straciłam – z
każdym kolejnym słowem ból jaki pojawił się na jego twarzy powodował, że
zaczęłam wątpić w to, że był to dobry pomysł.
- Czemu nie powiedziałaś mi o tym
wcześniej!? Ja myślałem przez te wszystkie lata, że nie byłem ciebie wart, że
przez to mnie odrzuciłaś! Gdybyś, wtedy powiedziała o swoich lękach…- zamilkł
wpatrując się w pustą już filiżankę po kawie.
- Nie wiem Bartek, nie wiem. Niepotrzebnie
ci o tym powiedziałam, ty jesteś przecież z Anią, wiem, że jesteście
szczęśliwi. Masz swoje życie. Sama nie wiem, co chciałam osiągnąć tym
wyznaniem. Może zwyczajnie sumienie nie dawało mi spokoju. Chciałam mieć
pozamykane wszystkie sprawy nim…- urwałam w pół słowa. – Bądź szczęśliwy –
widok jego zatroskanej twarzy powodował u mnie coraz większe wyrzuty sumienia,
nie chciałam tego.
- Kinga co się dzieje?! – zatrzymał mnie
tuż przy wyjściu. – Ja widzę, że coś jest nie tak –, gdy dotknął mojej dłoni
pękłam, złamałam się, jak przesuszona gałązka. Nie miałam już sił pokazywać, że
jestem niezniszczalna.
- Ja umieram – bardziej wydukałam niż
powiedziałam, później wtuliłam się w jego ciało tak jakby miał rozpłynąć się za
chwile w nicość.
Nie chciałam tym wyznaniem robić rewolucji
w swoim życiu a tym bardziej w życiu Bartka. Jednak moje protesty i błagania,
by przestał się przejmować odbijały się, jak od ściany. Kiedy pewnego wieczora
po kolejnej kłótni usiłowałam wyrzucić go z mieszkania ten niespodziewanie
wykrzyczał mi, że mnie kocha, nigdy nie przestał i zawsze kochać będzie a ja z
napływu emocji osunęłam się na podłogę. Budząc się w szpitalnym łóżku
wiedziałam, że tam jest ze mną, charakterystyczna woń perfum skrzętnie oplotła
całe pomieszczenie.
- Bartek tak nie może być! Jest Anka!-
byłam przekonana, że to co on czuł do mnie, wtedy już dawno minęło. Dopiero
teraz okazało się, jak bardzo się myliłam.
- Możesz przestać! – krzyknął na mnie-
Chodź ten jeden raz pomyśl o sobie. Odszedłem od niej. Do cholery, oboje wiemy
jak jest, przestań to ukrywać! Nie potrafisz podjąć decyzji, to zrobię, to za
ciebie! – nachylił się gwałtownie i z natarczywością zderzył się z moimi
zaciśniętymi ze złości ustami. Nie mogłam się opierać dłużej. Rozchyliłam wargi
i nachalnie oddawałam każdy kolejny pocałunek.
Następne miesiące zmieniły wszystko,
sprawiły, że myśli o tym co mnie czeka udawało mi się zagłuszyć. Miałam Bartka,
który sprawiał, że każdy kolejny przeżyty dzień wypełniał mnie szczęściem, że
był jedyny, niepowtarzalny i wyjątkowy. Póki mogłam jeździłam z nim na mecze,
dopingując głośno jego i Skrę. Odzyskałam też rodziców. To było straszne , że
dopiero moja choroba uświadomiła im jak wiele lat straciliśmy, teraz wszyscy
staraliśmy się nadrobić to co przeminęło już bezpowrotnie. Jednak ani przed
samą sobą ani przed rodzicami a przed Bartkiem już szczególnie nie dało się
ukryć tego, że jestem coraz słabsza i przyjmuję ogrom coraz to nowych leków.
Często rozmawialiśmy o tym co będzie, Bartek zapewniał mnie bym się o niego nie
martwiła, że on da radę, że przetrwa.
Dni spędzone w szpitalu powoli zmieniały
się w tygodnie aż wreszcie zagościłam tam na stałe. Lekarze cicho szeptali
między sobą, że to już kwestia kilku dni. Wiedziałam, że muszę się z Nim
pożegnać i gdy po kolejnym treningu przyszedł prosto do mnie czułam, że ten
moment nadszedł.
- Bartuś kocham cię, ale masz mi obiecać,
że szybko nauczysz się żyć beze mnie, masz znów być szczęśliwy. Będę cię
pilnować wiesz? – uśmiechnął się do mnie przez łzy. – Nigdy cię nie opuszczę,
będę stać przy tobie, kopać cię po tyłku, gdy zwątpisz – sama też nie
powstrzymałam cieknącego po twarzy słonego płynu. – Dałeś mi najpiękniejsze
miesiące mojego życia. Obiecaj mi, że ułożysz sobie życie – ściskałam jego dłoń
najmocniej jak potrafiłam.
- Obiecuje, ale nigdy nie przestanę cię
kochać – pocałował mnie ścierając łzy z policzków.
Ten pocałunek był ostatnim jaki dane mi
było przeżyć. Tej nocy odeszłam, odchodziłam spokojna, ale i z nutką strachu o
niego, tego co będzie, gdy rano dowie się, że mnie już nie ma. O obietnice
byłam spokojna, Bartosz Kurek zawsze ich dotrzymywał.
~*~
Jest to skrót
historii, z którą próbowałam się zmierzyć dobre 8 lat temu. Wtedy nie wyszło i
dziś też, by nie wyszło. Ale w takim One parcie brzmi to lepiej. Dobra idę się
sama poryczeć, bo się wzruszyłam.
Najfajniejsze
wydarzenia roku przed nami, LŚ, to jest to, co kocham najbardziej
Popłakałam się. Centralnie się poryczałam. Jak Bóbr. Boże, to jest takie piękne. Szkoda tylko, że ta historia nie miała pięknego zakończenia, ale wydaje mi się że jednak z tym smutnym zakończeniem jest jeszcze piękniejsza.Szkoda, że Kindze dopiero przed samą śmiercią udało się odzyskać, to co parę lat temu straciła. Bartek wspaniale się zachował. Wrócił do niej , był przy niej mimo, że parę lat temu ona go porzuciła. Dziś takich facetów, to ze świecą szukać.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale nie wiem co mam powiedzieć.
Poryczałam się!! serio... ale opowiadanie genialne serio... uwielbiam te twoje krótkie historie choć czasem fajnie by było aby był dalszy ciąg :) ps co do onetu to rzeczywiście litości coraz mocniej mnie to irytuje...
OdpowiedzUsuńpozdrowionka
Piękne, tragiczne ale bardzo piekne!! Idę sobie popłakać:(
OdpowiedzUsuńZabraniam Ci pisać takie wzruszające historie rozumiesz? ...
OdpowiedzUsuń... przez to tylko rycze to było piękne naprawdę historia jak prawdziwa. ślicznie.. pozdrawiam ;*
Się popłakałam... Aż szkoda, kiedy tak młodzi ludzie ...
OdpowiedzUsuń... odchodzą z tego świata...
Ileż to jest w życiu takich wydarzeń, kiedy najzwyczajniej w świecie odpuszczamy,zamiast walczyć o własne szczęście.. Gdy już się 'ockniemy ' to niestety jest za późno. Dzielny z Bartka chłopak, nie zawahał się ani na moment zwątpić w swoje uczucie do Kingi. Mam nadzieję, że jutro o 2 w nocy, będzie równie dzielny :)
OdpowiedzUsuńCudowny One Part! Płaczę! Wpadłam tu tylko poinformować o powrocie, a jednak płaczę i ubóstwiam Twoją twórczość :D czekam niecierpliwie na kolejny! I zapraszam serdecznie po wielu dniach nieobecności na http://serce-bliznami-pokryte.blog.onet.pl , gdzie pojawił się rozdział pierwszy i byłabym wdzięczna, gdybyś napisała, czy Cię informować, czy nie :)
OdpowiedzUsuńTyśś
Za nami piękne wygrana z Brazylią, a za mną lektura wspaniałej historii z uroczym i fajnym(Kurek z 2009 roku wróć!) Bartkiem.
OdpowiedzUsuńPróbuję sobie wyobrazić jak to jest czuć, że każdy dzień zbliża nas do nieuniknionej śmierci. Co prawda Kinga miała jakąś perspektywę na przeszczep, ale z takim zabiegiem to nie jest prosta sprawa i naprawdę wszystko toczy się na granicy cudu, żeby znaleźć odpowiedniego dawcę. Kindze się nie udało, ale udało się znaleźć coś innego. Ostatnią sprawą jaką załatwiła w swoim życiu była rozmowa z Bartkiem i na te kilka tygodni życia zyskała miłość. Może to zabrzmi głupio, ale myślę, że lepiej odchodzić ze świadomością, że jest się kochanym i komuś będzie nas brakować. Bo to jest takie potwierdzenie, że za życia zrobiliśmy coś dla innych i daliśmy komuś coś od siebie...
Pozdrawiam ;***
Cierpliwa jestem i to bardzo Gł.UPI! onecie! wrrr. Już się uspokajam i przechodzę do rzeczy. Wiesz jakie to było smutne? aż przytłaczające, ale jakie piękne :) Kinga pokazała, że na odzyskanie miłości swojego życia nie jest za późno, czasem wystarczy powiedzieć o swoich obawach i wyjaśnić sobie wszystko. W obliczu zbliżającej się śmierci zachowała się naprawdę odważnie, zaryzykowała i okazała się, że Bartek wciąż ją kocha. Po mimo zbliżającej się śmierci była naprawdę szczęśliwa mając siaktarza przy sobie :) piękna ich miłość...cudownie :)
OdpowiedzUsuńUsłyszeć taki wyrok jak właśnie usłyszała Kinga to tak jakby nagle przestać żyć. Bo czy jest różnica między 6 a 12 miesiącami kiedy i tak wiadomo, że się zbliża nieuchronnie do jednego? Staram się wczuć w bohaterkę, ale odczuwam tylko w tym momencie wielką panikę, bo nie wiem jak bym zareagowała na takie coś. Skoro jest to wina zaniedbania z dzieciństwa to ja bym odnalazła tego ko.nowała i zrobiła z nim co trzeba! Jak tak może być! Lekarz nie może ryzykować zdrowiem i życiem pacjenta, ale nie każdy to respektuje, naprawdę. Strasznie smutne jest też to, że ona była z tym sama... rodzina gdzieś daleko, przyjaciół brak... tak nie powinni być... Bartek? Oooo to mnie zaskoczyłaś, pozytywnie. Siatkarz wydaje mi się tu taki dojrzał i tęskniący za dziewczyną, która tak nagle go zostawiła bojąc się bardziej zaangażować, choć wcale nie musiało być tak jak ona myślała, przecież mogło się udać, nie musiała odchodzić... Dobrze, że Bartek wziął sprawy w swoje ręce! Anka była tylko zapełnieniem samotności bo Kindze... Wypełnił jej ostatnie miesiące życia szcześciem i ogromnym uczuciem... sprawił, że przez tak krótki czas przeżyła tak wiele... straszne smutne dziś... tak jakoś nawiązuje do filmu "Nad życie"... wzruszyłam się... nic więcej już z siebie nie dam....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Popłakałam się! Popłakałam się jak głupia i nadal łzy ciekną mi po policzkach. Ta historia opisuje jak życie potrafi być krótkie i kruche. Kinga dostała wyrok, wyrok śmierci i nie mogła nic na to poradzić. Ostatnie miesiące miała przynajmniej u swojego boku Bartka, ale ja nawet nie chcę sobie wyobrażać co on musiał czuć, kiedy następnego dnia dowiedział się o jej śmierci. Brrrr. Taka piękna miłość, a w tak brutalny sposób zakończona. Wspaniała, wzruszająca historią za którą z całego serca dziękuje :*
OdpowiedzUsuńNo i się rozkleiłam i to tak porządnie. Nie potrafię sobie wyobrazić tego, jakbym się czuła na miejscu Kingi. Musiał być to dla niej ciężki okres. Dostała wyrok. Wyrok śmierci i musiała go przyjąć. Tylko od niej zależało to, jak to przyjmie. A ona? Ona wykorzystała ten czas najlepiej jak umiała. Zaznała miłości. Miłości, którą kiedyś odrzuciła. Miała to szczęście, że mogła naprawić błędy z przeszłości. Uważam, że jest to Twoje najlepsze opowiadanie. Bardzo, ale to bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
To jest po prostu piękne aż się popłakałam. Jak zaczniesz więcej pisać takich partów to ja chyba nie wytrzymam emocjonalnie.. Wyobrażam sobie co musiała uczuć Kinga kiedy usłyszała że za 6 lub 12 miesięcy umrze, chociaż przez ten krótki czas miał blisko przy sobie osobę którą kochała.. Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńTo była naprawdę piękna historia. Kinga dostała wyrok, mogła się załamać i tylko czekać na śmierć. Ona jednak zrobiła wszystko aby te ostatnie chwile były jedne z najpiękniejszych w jej życiu, a co najważniejsze spędziła je z ukochanym. W końcu zdecydowała się wyznać swoje uczucia i chociaż nie zostało jej wiele czasu to razem z Bartkiem w końcu stworzyli szczęśliwą parę. Dla niego na pewno nie było to proste, ale na pewno dotrzyma obietnicy. Dla niej zrobiłby zapewne wszystko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nigdy Bartek nie był moim ulubionym siatkarzem,ale w opowiadaniach zawsze o tym zapominam i patrzę na niego inaczej :) To opowiadanie było piękne! Mnie nawet trudno sobie wyobrazić taką sytuację. To jak z dnia na dzień nauczyć się funkcjonować bez tej ukochanej osoby. Cholernie wzruszający ten rozdział!
OdpowiedzUsuń8 lat? Okej, kobieto, jesteś wielka. Przecież to kawał ...
OdpowiedzUsuń... czasu jest! No ale przyznaję, że wyszło genialnie ;]
Teraz to ryczę, normalnie ryczę i nie mogę przestać... :-(
OdpowiedzUsuńTak jak już Ci pisałam, jesteś niesamowita.
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsze jest to co tutaj wnosisz, no cóż, rozmawiałyśmy o zakończeniach i uwielbiam to, że Twoje jest takie, a nie inne. "Przemyślane". Najważniejsze, że Kinga miała odwagę by to powiedzieć. Wzruszyłam się, bo to jest wspaniałe, chociaż takie, a nie inne.